Amerykańskie miasta powoli regulują prawnie korzystanie z elektrycznego hulajszeringu i zaczynają przyjmować do wiadomości, że to element miejskiej mobilności, z którym należy się pogodzić, wynika z raportu przygotowanego przez NACTO. Co więcej, hulajnogi skutecznie wypierają bezstacyjne rowery, choć te stacyjne trzymają się mocno.
NACTO (National Association of City Transportation Officials) to stowarzyszenie skupiające departamenty transportu amerykańskich miast. W raportu dotyczącego mikromobilności, przygotowanego przez urzędników, wynika, że hulajnogi elektryczne zadomowiły się w kraju, w którym dwa lata temu wybuchła ich popularność.
Z badania wynikają przede wszystkim dwa ciekawe zjawiska. W zeszłym roku na szeringowych e-hulajnogach przejechano się w USA 38,5 mln razy. Dzięki temu liczba podróży mikromobilnościowych podwoiła się rok do roku. Poza hulajnogami w zeszłym roku Amerykanie przejechali się 36,5 mln razy na szeringowych rowerach stacyjnych i 9 mln razy na tych bezstacyjnych.
Hulajnoga nie szkodzi autobusom
Dziś, według szacunków NACTO, w ok. 100 amerykańskich miastach jeździ w sumie 85 tys. e-hulajnóg w ramach hulajszeringów.
W 44 stanach przyjęto do tej pory regulacje prawne dotyczące e-hulajnóg (w USA regulacje dotyczące transportu w miastach to generalnie kompetencja władz stanowych). Same miasta zaczynają widzieć korzyści z e-hulajnóg. – Nie jest dla nas dużym problemem, jeśli ktoś zastąpi 2-3-kilometrową podróż transportem publicznym, przejechaniem się hulajnogą. To środek transportu bardzo efektywny jeśli chodzi o przestrzeń – tłumaczy Steven Higashide z nowojorskiego ośrodka badawczego Transit Center, cytowany przez serwis govtech.com.
Hulajszering nie szkodzi transportowi publicznemu. Wspomniana liczba przejazdów wciąż jest niewielka przy rocznej liczbie podróży komunikacją miejską (9,2 mld przejazdów w 2017 r.).
E-hulajnogi zdają się być korzystne dla miasta gdy jadą, gorzej z tym czasem gdy nie są używane i zalegają na chodnikach. Tu jednak potrzebne są prawne regulacje, które w USA powoli są przyjmowane, a w Polsce wciąż ich nie ma.
Bikesharingi w chińskim stylu giną
Drugą ciekawą obserwacją, wynikającą z raportu, jest wypieranie przez hulajszering bezstacyjnych systemów rowerowych. Jeszcze pod koniec 2017 r. było w USA ok. 44 tys. takich pojazdów. Warto pamiętać, że jeszcze niedawno w USA rozwijały się one nie mniej ekspansywnie niż w Chinach, gdzie bezstacyjny bikesharing wymyślono. Dziś prawie ich nie ma, a firmy, które do tej pory oferowały taką usługę – Bird czy Lime – przerzuciły się na hulajnogi.
Co ciekawe, nie szkodzi to rowerom stacyjnym. Wspomniane 36,5 mln wypożyczeni w 2018 r. to o 9 proc. więcej, niż w 2017 r. Dzieje się tak m.in. dlatego, że z miejskiego roweru amerykanie korzystają nieco inaczej niż z hulajnogi.
Im większy system rowerowy, tym chętniej jest używany. Według raportu NACTO średnio miejski rower jest wypożyczany dwa razy dziennie, ale np. system rowerowy Citi Bike w Nowym Jorku notuje średnio cztery wypożyczenia dziennie, włączając w to miesiące zimowe. W przypadku hulajszeringu jest odwrotnie. Większą liczbę wypożyczeni w przeliczeniu na hulajnogę notują mniejsze systemy.
Poza tym amerykańskie bikesharingi są przeważnie wykorzystywane w godzinach szczytu w dni robocze. Wypożyczanie e-hulajnóg jest rozłożone bardziej równomiernie w ciągu doby, w dodatku są one chętniej wypożyczane w piątki i w dni weekendowe.